Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/195

Ta strona została przepisana.

— Nędzne nad wyraz — odparł Owidyusz żałosnym tonem. — Kucharz robi oszczędności na naszych pokarmach, użyte do nich produkta są najgorszego gatunku, a drogo za nie płacić sobie każą.
Jakób dobył z kieszeni dwanaście luidorów.
— Pożywiajże się lepiej — rzekł — kładąc je w rękę Owidyusza.
— Dziękuję ci, kuzynie, dziękuję! — wołał tenże rozpromieniony.
— Pamiętaj, że po raz ostatni wolno ci jest nazywać mnie kuzynem, z wyjątkiem, gdy się znajdziemy zupełnie sami.
— Nie zapomnę o tem.
— Liczę na to — rzekł Jakób Garaud — i odszedł, aby połączyć się z Mortimerem i Noemi w salonie.

VII.

Ireneusz Bosse miał dobrą pamięć. Owidyusz Soliveau był oddawna łotrem najgorszego rodzaju. Mówił więc prawdę ten pierwszy o oskarżeniu, wniesionem przeciw mechanikowi za kradzież z włamaniem w małym hotelu, gdzie zamieszkiwał poprzednio przy ulicy de l’Ouest.
— Owidyusz posiadał w charakterze chytrość niezrównaną; znalazł więc sposoby wymknięcia się z rąk policyi, zająwszy mieszkanie u jednego z kolegów, który nie więcej wart był od niego.
Po upływie roku zapomniano już o tej sprawie. Soliveau, przekradłszy się do Anglii i umieściwszy tamże w jednym z warsztatów, zgodzony został, jako zdolny mechanik, przez Jana Mortimera do New-Jorku, gdzie płynął razem z nim na okręcie „Lord-Major.”
Tu sądził się być zupełnie bezpiecznym, gdy nowa sposobność do występku, której oprzeć się nie zdołał, omal że dlań zgubą się nie stała.