Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/205

Ta strona została przepisana.

— I wiele.
— Nie... niezbyt.
— Strzeż się! Szczęście o jakiem mówisz, może nie przyjść wcale; ale nadejdzie chwila w której straciwszy zimną krew, tyle potrzebną do zatrzymania się na czasie...
— Bądź spokojnym — przerwał Owidyusz — zbyt jestem rozważnym.
Rozmowa przeszła na inny przedmiot, a w kilka godzin później zatrzymał się pociąg. Obaj francuzi przybywszy w oznaczone miejsce, zabrali swoje walizki, udając się do najbliższego hotelu. Pobyt ich w mieście miał trwać przez dwa dni co najmniej, chodziło o dokonanie studyów w wielkim zakładzie przemysłowym, gdzie używano przeważnie motorów dawnego systemu.
Po spożyciu obfitego posiłku, udali się obaj do wyż wspomnianej fabryki, dla rozpatrzenia się w funkcyonujących tamże maszynach jakie przerabiać mieli: a ku czemu według umowy z właścicielem, Paweł Harmant obowiązanym był przedstawić stosowne plany. Owidyusz spisywał szczegóły, dyktowane przez swego mniemanego kuzyna.
Wróciwszy do hotelu długo o tem rozmawiali.
— Trzebaby natychmiast zabrać się do roboty — mówił zięć Mortimera, — nie radbym długo tu pozostawać, popracujemy gdy trzeba będzie chociażby i w nocy.
— Jak zechcesz — odparł Soliveau — należałoby jednak wprzód czemś się posilić.
— Rozkażę podać wieczerzę tu do pokoju. Jedząc, będziemy mogli rozmawiać o tem co nas obecnie najżywiej obchodzi.
Owidyusz dziwnie się uśmiechnął.
— Właśnie chciałem ci przedstawić — rzekł — tęż samą propozycyę.
Jakób Garaud zadzwonił i wydał polecenie.
Wniesiono stół z nakryciem, ponieważ ten jaki się znajdował w pokoju, mechanik zachował sobie dla kreślenia pla-