Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/207

Ta strona została przepisana.

nie ocukrował napój, zamięszał go i postawił na stole przed wspólnikiem Mortimera.
— Oto kawa — rzekł — pij, zanim wystygnie.
Garaud, ująwszy filiżankę, z roztargnieniem zbliżył ją do ust i połknął znaczną ilość napoju.
— Wlałeś koniaku, jak widzę? — zapytał po chwili.
— Tak, parę kropli zaledwie — odrzekł Soliveau — może wlać więcej?
— Nie, nie! — zawołał Harmant — alkohol jest wrogiem pracy. — I zwolna wypróżniał filiżankę.
— Nalej mi drugą — wyrzekł po chwili — poczem weźmiemy się do roboty.
Owidyusz, rozpromieniony radością, pochwycił maszynkę, napełnił powtórnie filiżankę i podał ją wraz z cukierniczką swemu kuzynowi, który wziąwszy parę kawałków cukru, wrzucił je w takową, nie przerywając rysowania.
Soliveau, przyrządziwszy dla siebie kawę z koniakiem, pił ją przy zapalonem cygarze, śledząc z pod oka Jakóba. — Oczekiwał skutków działania płynu; tyle zachwalonego przez kanadyjczyka.
Pokoje, zajęte przez obu francuzów, położone były na pierwszem piętrze we frontowej części hotelu. Znajdowali się tam sami, tak, iż gdyby nawet mówili głośno, nikt dosłyszećby ich nie zdołał, z czego cieszył się Owidyusz, widząc, iż los mu sprzyja.
Jedenasta wybiła na poblizkim zegarze, cisza zaległa całe piętro hotelu. Drzwi były zamknięte, pogaszone światła z wyjątkiem pokoju, w którym znajdowali się dwaj nasi znajomi. Garaud zachowywał głębokie milczenie. Schylony nad arkuszem papieru, z linią i cyrklem w ręku, rysował plany; Owidyusz robił, a raczej zdawał się robić coś podobnego.
Mówimy, zdawał się robić, gdyż w rzeczywistości gdzieindziej zwróconą była jego uwaga — Paweł Harmant pochłaniał ją całkowicie. Tm więcej upływało czasu, tem bardziej