chory, iż cokolwiekbądź nastąpićby mogło nie odkryjesz mu nic w tym względzie przed oznaczoną datą przezemnie.
— Przyrzekam, przysięgam! — zawołał artysta.
— Otwórz więc to biurko, proszę cię — rzekł proboszcz.
Edmund powstawszy, spełnił polecenie.
— W dolnej szufladzie, po prawej stronie, znajdują się dwie paczki papierów opieczętowane, podaj mi je, — mówił ksiądz Langier.
Młody artysta znalazłszy dwie duże koperty z pieczęciami, wręczył takowe choremu.
— To, to właśnie, — rzekł proboszcz.
Zamknąwszy biurko, Edmund powrócił do jego łoża.
— Jedna z tych kopert zawiera mój testament — ciągnął ksiądz Langier; — w drugiej mieści się list napisany przezemnie do Jerzego, jaki masz mu doręczyć w oznaczonym czasie. Zachowaj oba dokumenty u siebie drogi Edmundzie, a bądź dla tego biednego sieroty życzliwym przyjacielem, i mądrym doradcą. Jerzy, rozpełznie wkrótce lat piętnaście, byłem jego nauczycielem prawie od niemowlęctwa, znam go więc dobrze. Zdaje się on mieć powołanie do prawniczego zawodu, kształć go w nim, jeśli to powołanie nadal pozostanie. Obok tego przezorniej zarządź majątkiem, jaki oboje wraz z siostrą dlań przekazujemy. Nie wielka to wprawdzie fortuna, pozwoli ona mu jednak rozpocząć walkę z życiem, i urządzić się na początek przyzwoicie. Polecam twojemu sercu to przybrane dziecię mej siostry, kochany Edmundzie — mówił dalej chory; — mam silne przekonanie, że uczynisz zeń to, co jabym sam uczynił, poczciwego, zacnego człowieka.
Młody malarz uścisnął rękę kapłana.
— Przysięgam — powtarzał — iż czuwać nad nim będę z wszelkiem staraniem, z miłością ojca i brata.