Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/220

Ta strona została przepisana.

Wróciwszy do swej pracowni w Paryżu, zaczął malować obraz sprawiający porywające wrażenie. Zamieszczona w nim postać Joanny Fortier i jej małego Jurasia, odznaczały się uderzającem podobieństwem. Najmniejszy szczegół nie został przez młodego artystę, nawet ów tekturowy konik znajdował się w ręku dziecka.
Obraz ten wystawiony w Salonie, zyskał niezwykłe uznanie; z przyczyny jednak, iż położone pod nim nazwisko Edmunda Castel nie było wiele znanem, nie znalazł nabywcy. Po ukończonej wystawie płótno wróciło do pracowni malarza, gdzie w ciemnym zakątku pod zielonem nakryciem zawieszonem zostało i Edmund zajęty innemi robotami, prawie o niem zapomniał. W następnym roku artysta otrzymał złoty medal, a w rok później, pierwszą nagrodę Salonu.
Od owej chwili młody malarz zyskał ogólną wziętość, a wraz i fortuna dotąd płochliwa doń się uśmiechnęła. Edmund, wiodący życie spokojne, regularne, a po nad wszystko ceniący niezależność, nie pomyślał dotąd o ożenieniu.
— Jak się to dziwnie rzeczy składają — mówił sam do siebie jadąc z Chévry do Paryża — obawiałem się ożenienia, a będę miał dziecię na opiece teraz, ja, który rzeczywiście tak kocham dzieci!
Przybywszy na miejsce, kazał się zawieźć do kolegium Henryka IV-go, gdzie umieszczonym był Jerzy, żądając bezwłocznego widzenia się z dyrektorem.
Na przedstawione sobie powody, ów kierownik zakładu wydał rozkaz, by dla młodego Barier przygotowano wszystko do podróży.
W pięć minut później wybiegł Jerzy ku przybyłemu.
— Co stało się panie Castel żeś przybył — wołał z niepokojem. — Miałżeby ukochany mój wuj być słabym?
— Tak drogie dziecię, jest chorym — odrzekł artysta.
— I mocno chorym? — pytał chłopiec z trwogą.
— Niebezpiecznie — rzekł Edmund.
Jerzy wybuchnął łkaniem.