Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/226

Ta strona została przepisana.

Ocalona wraz z towarzyszkami, przeprowadzoną została do oddalonej części budynku, gdzie ukrywszy twarz w dłoniach zadumała głęboko.
Po upływie godziny, przeszłość, ta przeszłość dziesięcioletnia nie była już dla niej tajemnicą.
Przybyły w zwykłe odwiedziny doktór nazajutrz, znalazł chorą patrzącą jasnem, pogodnem spojrzeniem z ożywionym wyrazem twarzy.
Spostrzegłszy we drzwiach lekarza, pierwsza zbliżyła się ku niemu, pragnąc zapytać gdzie się znajduje, czuła albowiem, że jest uwięzioną, lecz gdzie, w jakiem więzieniu?
Podchodzącą ku sobie, doktór bystrem obrzucił spojrzeniem, zrozumiawszy, iż coś dziwnego, nieoczekiwanego zaszło w umyśle tej kobiety. Chciał pierwszy przemówić, uprzedziła go w tem Joanna:
— Pan jesteś doktorem, nieprawdaż? — spytała.
— Tak — odrzekł zdumiony.
— A zatem ja się znajduję w szpitalu?
Głos mówiącej był czystym i jasnym, wyrazy zwięźle wypowiedziane, co zwróciło uwagę lekarza.
— Zapytujesz czy jesteś w szpitalu? Tak! — odrzekł z wąchaniem.
— Dlaczegóż nie jestem w więzieniu, gdziem miała odsiadywać mą karę? — mówiła dalej.
— Znajdujesz się w Salpêtrière — rzekł doktór, coraz więcej zdumiony tym nagłym przewrotem cierpienia. — Salpêtrière jest zarazem więzieniem i szpitalem.
— W Salpêtrière? — zawołała wdowa, bledniejąc — ach! teraz wypełnia się próżnia, wytworzona w mej głowie! W Salpêtrière zamykają skazanych, dotkniętych obłąkaniem. Byłam więc waryatką!