Reguła nakazywała uwięzionym bezwzględne milczenie. W takich warunkach czyliż podobna marzyć o ucieczce, o wyzwoleniu się wobec bezustannej nad sobą czujności nadzorców?
Joanna pojmowała trudność, a raczej niemożebność spełnienia podobnego zamiaru: nie rozpaczała jednakże i nie traciła nadziei; mijały wszelako miesiące, lata po latach następowały, a nadarzała się sposobność, tyle upragniona przez nieszczęśliwą.
W początkach siódmego roku od chwili uwięzienia, z uwagi na jej nienaganne zachowanie się, postanowiono ją przenieść do infirmeryi. Było to wielką łaską, nadzorczyniom bowiem przy chorych mówić wolno było, używały tam większej swobody, stosownie do reguł przepisanych i otrzymywały drobne osobiste wynagrodzenie.
Wdowa po Piotrze Fortier przyjęła tę wiadomość z nieopisaną radością, spodziewając się, iż nowa sytuacya dostarczy jej od tak dawna wyczekiwaną sposobność do spełnienia powziętego zamiaru. Infirmeryą zarządzały siostry miłosierdzia, ocenia lace oddawna ciche i spokojne zachowanie się uwięzionej. Po upływie roku Joanna została głownią dozorczynią w więziennym szpitalu. Dano jej oddzielną stancyjke, przytykającą do apteki, zostającej pod zarządem jednej z zakonnic świętego Wincentego à Paulo. Siostra ta zajmowała również gabinet obok apteki, lecz położony z przeciwnej strony mieszkania wdowy Fortier.
Obowiązki służbowa powoływały często główną dozorczynię do udawania się w różne części więzienia, bądź to do ogólnej dyrekcyi, bądź do wydziału ekonomicznego lub składów. Wolno jej było chodzić po wszystkich dziedzińcach. Czynność ta otwierała przed nią wszystkie wewnętrzne drzwi więzienia.