— Wielebna matko — wyrzekła, wchodzi — siostra Filomena przysyła mnie z powiadomieniem, iż zajęta przyrządzaniem bandażów dla chorych, nie będzie mogła teraz udać się do kościoła. Prosi, ażeby siostry na nią nie oczekiwały; przybędzie sama wkrótce, skoro ukończy robotę.
— Dobrze, moje dziecię — odpowiedziała przełożona — powiedz jej, że zaraz wychodzimy.
Joanna, wróciwszy do infirmeryi, znalazła zakonnicę pogrążoną w śnie tak głębokim, iż zdawał się on być prawie letargiem. Zdjąwszy więc szybko ubranie, przyodziała suknie siostry Filomeny, które doskonale na niej leżały, ponieważ zakonnica była tegoż samego wzrostu prawie; welon, przysłaniający twarz, nadawał jej pozór prawdziwej siostry miłosierdzia. Przy przebieraniu się nie zapomniała wziąść ani różańca, ani książki nabożnej, ani pęka kluczów, które zawiesiła u pasa.
W kącie leżało futro, szarem suknem kryte, z obszernym kapturem; uwięziona wdziała to futro, nakryła welon kapturem i wsunęła w kieszeń chustkę z węzełkiem, zawierającym jej drobni sumkę pieniędzy, z trudem przez lat kilka zbieraną.
— A teraz, w imię Boże! — szepnęła z gestem silnego postanowienia — w imię Boże, w drogę! — I wyszła.
Dziesięć sióstr miłosierdzia pełniło usługi w więzieniu pod kierunkiem przełożonej. W każdą niedzielę zrana, jak wiemy, udawały się one razem na mszę do parafialnego kościoła. Obecnie wszystkie w liczbie dziewięciu zebrały się w sali od strony podwórza.
— Lecz gdzież jest siostra Filomena? — zapytała jedna z zakonnic — nie widzę jej pomiędzy nami.
— Prosiła, ażeby na nią nie czekać — odrzekła przełożona — zajęta jest przygotowywaniem bandażów, nadejdzie sama