Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Wartość miliona; miałem nabywcę, który chciał mi tyle zapłacić.
— Trzeba ją było więc sprzedać — wyrzekła Marya rozkazująco.
Mniemany Paweł Harmant wraz z Owidyuszem spojrzeli powtórnie z zdumieniem.
— Jak to! ty chcesz abym ja sprzedał fabrykę? — zawołał Jakób.
— Ma się rozumieć.
— Lecz...
— Niema żadnego Bez. Jesteśmy dosyć bogaci!
Tu młode dziewczę pomimowolnie się uśmiechnęło, spojrzawszy na twarze obu obecnych, komicznie osłupiałe.
— Nie dosyć na tem — mówiła dalej — chcę, ażeby ta sprzedaż nastąpiła jaknajrychlej.
— Nic nas nie nagli — wybąknął Garaud.
— Przeciwnie, nagli i bardzo nagli — mówiła — mam projekt, który bezwłocznie musi być wykonanym.
— Jakiż to projekt? — Zamieszkamy stale we Francyi.
— Obaj mężczyźni pomimowolnie zadrżeli.
— We Francyi?! — powtórzyli razem.
— Tak jest we Francyi, w rodzinnym ojcze twym kraju, i twoim zarówno kuzynie Soliveau. Twój kraj mój ojcze, jest moim, jestem francuzką. Uwielbiani Francyę, chcę ją poznać, w niej żyć i umrzeć!
— Ach! zkądże tobie mówić o śmierci, drogi ukochany skarbie? — wołał były nadzorca, obejmując jasnowłosą główkę dziewczęcia i tuląc ją ku sobie.
— Nie radabym, możesz być pewnym — odrzekła śmiejąc się Marya... aby tego uniknąć chcę jechać. Pozostawszy tu dłużej, umrę w młodym wieku, umrę, mam to przekonanie, Ameryka bowiem jest mi wstrętną. Paryż mnie nęci ku sobie. Paryż, to miasto cudów, pełne życia, rozrywek! Czuję,