Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/239

Ta strona została przepisana.

iż tam łatwiej oddychać mi przyjdzie, niż w tym obmierzłym New-Jorku, którego powietrze dusi mnie, zabija!
— Nic nam nie przeszkadza — odparł po krótkim namyśle Garaud wyjechać do Francyi, do Paryża, możemy tam pozostać przez parę miesięcy.
— Och! tylko bez żadnych podziałów, żadnych oznaczań czasu! — zawołała gwałtownie dziewczyna; — nie cierpię tego, nienawidzę! Chcę, ażebyś ojcze zlikwidował swoje interesa, zrealizował ¿majątek, i ażebyśmy bezpowrotnie wyjechali do Francyi na zawsze, chcę tego!..
— Jakto, sprzedać fabrykę, zakłady? — ozwał się niechętnie Soliveau — opuścić na zawsze Amerykę? Ależ to projekt szalony!
— Myśl jak chcesz kuzynie, wszystko mi jedno; — odpowiedziała. — Wolno ci pozostać w New-Jorku jak długo ci się podoba. Nic mi na tem nie zależy, ażebyś miał jechać wraz z nami; ja jednak chcę jechać, pojechać muszę, inaczej umrę tu, umrę!
— Znowu wspomnienia śmierci! — zawołał z nieudanym smutkiem były nadzorca fabryki. — Co się dziś z tobą dzieje me dziecię? — pytał — zkąd te myśli czarne, ponure?
— Ja sama nie wiem, tak! nie wiem. Czuję, że tutejsze powietrze zabija mnie, duszę się, ginę — wołała Marya, wybuchając łkaniem.
Jakób Garaud ujął ją w objęcia, i łza, łza niekłamanej ojcowskiej miłości spłynęła na czoło dziewczęcia z ócz tego nędznika.
— Uspokój się — wyjąknął po chwili, głosem złamanym — uspokój się proszę. Życzenia twoje spełnionemi zostaną. Pojedziemy do Francyi, do Paryża. Lecz cóż tam robić będziemy?
— Będziemy żyli jak nam na to pozwala twój ojcze wielki majątek. Kupimy pałac w najpiękniejszej części miasta. Będziemy mieli galeryę obrazów, powozy, konie, będziemy