okażesz, — nie, jeżeli nie uczynisz tego, czego żądam. Wierzaj mi, nie żałuj zapłaty za mą życzliwość i milczenie. Czy wiesz, że ja posiadam te wszystkie o tobie wiadomości od chwili twoich zaślubin? A czyż mi ci to poznać? czy groziłem ci kiedy? Pracowałem w cichości obok ciebie, nie mieszając ci spokoju i dozwalając ci zebrać wielki majątek. Twa jednak sprawa już ukończona, starość się zbliża ku tobie, a z nią razem bezsilność, znużenie. Nadeszła chwila, gdzie tobie o mej przyszłości i spokoju dla mnie pomyśleć należy.
Jakób Garaud słuchał zasępiony, nie przerywając.
— Widzisz więc — ciągnął dalej Owidyusz — sam przyznaj, że dość długo byłem ci podwładnym. Chcę teraz nareszcie zostać pryncypałem; oddaj mi zatem fabrykę wraz ze czterdziestoma tysiącami dolarów, inaczej rozpowiem wszędzie, że Paweł Harmant, ów przemysłowiec otoczony powszechnym szacunkiem i poważaniem, jest najnędzniejszym z łotrów, nazywajjącym się Jakób Garaud, a kto nie zechce uwierzyć, przekonam go dowodami. Będzie to bardzo przyjemnem twej córce, nieprawdaż? Ach, jakże byłeś bezczelnym, ty dobry, zacny człowieku, prawiąc mi nauki moralne wtedy na okręcie, pamiętasz, między Southampton a New-Jorkiem — dodał z szatańskim uśmiechem. — Wiesz, iż z nas dwóch gorszym nędznikiem nie jestem ja, lecz ty nim jesteś! Mimo to wszystko zostańmy przyjaciółmi i kuzynami, jak przed tem; jeśli okażesz się dla mnie uprzejmym, dozwolę ci żyć w spokoju. Jedz do Francy i i wsławiaj się jako Paweł Harmant, cieszyć muże to będzie, abym ja tylko został nawzajem właścicielem głośnych zakładów w New-Jorku pod firmą „Jan Mortimer i współka.“
Jakób powstawszy przystąpił do Owidyusza z obłąkanemi oczyma, z zaciśniętemi pięściami.
— A gdybym cię też zabił?! — wyjąkał świszczącym głosem, drżąc cały.