Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Soliveau rozśmiał się głośno, z zimną krwią zwijając nową cygaretkę.
— Niewiele zyskałbyś na tem — odpowiedział. — Zabezpieczyłem się i na ten wypadek. Testament mój złożony jest u jednego z notaryuszów w New-Jorku; zawiera on twoją biografię wraz z dowodami. Nie umarłbym bez wyjawienia światu, kim jesteś.
— Ha! — zawołał Garaud z gestem rozpaczy — pochwyciłeś mnie więc w zasadzkę i trzymasz!...
— Fortuna kołem się toczy... przyszła na mnie kolej nareszcie, no! jak się decydujesz, mów!
— Chodź ze mną! — zawołał opryskliwie były nadzorca.
— Gdzie chcesz mnie prowadzić? — pytał Soliveau.
— Pójdziemy do Dawidsona, mego bankiera. Za godzinę, zostaniesz właścicielem fabryki i otrzymasz czterdzieści tysięcy dolarów.
— Brawo! postępujesz jak człowiek rozumny — wołał z radością paryżanin. A teraz, gdy nastąpiła ugoda pomiędzy nami, powiem ci, iż w rzeczy samej wyjazd twój jest koniecznym. Po rozdzieleniu się, każdy z nas pójdzie w swą stronę; mam jednak nadzieję, iż stosunki dobrej przyjaźni utrzymamy nadal przez korespondencyę, nieprawdaż?
Jakób nic nie rzekł na ironiczne te słowa.
— Pójdź ze mną! — powtórzył i — wyszedł z rozpromieniony radością Owidyuszem, który tegoż samego wieczoru został właścicielem fabryki.
W osiem dni później mniemany Paweł Harmant płynął wraz z córką do Hawru, a w końcu miesiąca zamieszkali oboje w jednym z najpiękniejszych gmachów Paryża w pobliżu parku Monceau.
Były wspólnik Mortimera miał liczne handlowe stosunki zamieszkałymi tu bankierami i wielkiemi przemysłowcami tak Francyi jak Ameryki. Znany powszechnie jego majątek, oraz nieposzlakowana uczciwość, otwierając dlań drzwi wszystkich salonów, sprowadzały zarazem wiele gości do jego domu.