Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Nadzorca zmarszczył czoło.
— Gdzie jest Wincenty? — zapytał siedzącego w pobliżu.
— Nie wiem, — rzekł zapytany — widziałem przed chwilą, jak wziął czapkę i wyszedł.
Jakób uderzył nogą gniewnie o podłogę.
— Pani Fortier nie pozwoliłaby mu wyjść — mruknął zcicha — wie ona iż to jest najsurowiej wzbronionem. A! jeżeli Wincenty złamał regułę, tym gorzej dla niego! Zostawił nie ukończoną robotę, nie myśląc, iż na mnie spadnie odpowiedzialność za opóźnienie!
Wygłaszając pół głosem powyższe uwagi, Jakób Garaud pozbierał rozrzucone części stali na warsztacie, poczem zawołał:
— Franciszku! — odłóż robotę którą jesteś zajętym, a wykończ mi spieszno ten łańcuch. Rzecz to bardzo pilna, musi być gotowa w ciągu godziny.
— Dobrze panie, będę się śpieszył.
Franciszek zabrał się do roboty, a nadzorca poszedł do mieszkania Joanny.
Młoda kobieta spostrzegła go przez okno.
— Ach! — pomyślała — zauważył nieobecność Wincentego, będzie mi czynił wymówki na pewno...
I zaniepokojona, żałować poczęła, iż pozwoliła zmiękczyć się prośbom biedaka.
Jakób otworzywszy drzwi stancyjki wszedł.
— Pani Fortier — zapytał głosem surowym — pani pozwalasz wychodzić ludziom z fabryki?
— Ja, panie Jakóbie — jąkała zmięszana kobieta.
— Tak, pani! Wincenty wyszedł, wszak prawda?
— Lecz...
— Och! nie zaprzeczaj pani daremnie — zawołał nadzorca niecierpliwie. Prosił mnie on o pozwolenie wydalenia się do domu. Odmówiłem, jak było mym obowiązkiem. — Przyszedł do pani i znalazł cię słabszą nademnie.