Wkrótce zaczęto mu dawać rysunki do wykonywania na czysto i różne plany. Skoro te prace, coraz liczniej napływając, zdołały mu zapewnić byt materyalny, opuścił warsztat, w którym nic więcej nauczyć się nie mógł, a gdzie obcowanie z ludźmi bez wychowania, przykrem niewypowiedzianie dlań było. Wołał pracować u siebie.
Traf zaprowadził go do domu, w którym Łucya zamieszkiwała, i gdzie wynajął sobie pokoi#.
Lucyan często spotykał na schodach swą, młodą sąsiadkę. Zrazu pozdrawiali się skinieniem głowy, mijając, następnie uśmiech począł towarzyszyć ukłonom, dalej, zatrzymywali się krótko, zamieniając z sobą kilka wyrazów, poczem rozmowa przedłużać się zaczęła, aż wreszcie miłość opanowała serca tych dwojga opuszczonych istot, miłość szczera, czysta, uczciwa.
— Kocham cię, Łucyo! — rzekł dnia pewnego do córki Joanny Fortier; — i skoro zdobyć zdołam lepsze stanowisko, pobierzemy się. Zechcesz-że zaczekać na ów dla mnie uśmiech fortuny?
— Kochając cię nawzajem — odpowiedziano dziawczę — czekać jestem gotową jak długo zechcesz. Powiedz mi jednak, dlaczego pragniesz koniecznie zdobyć majątek? Jesteś pracowitym i ja nie jestem leniwą; będziemy pracowali razem odważnie. Zdaje mi się, że gdy połączymy wspólnie nasze siły w tym kierunku, dobrobyt wejdzie do naszego domu.
Lucyan potrząsnął głową przecząco.
— Nie podzielasz mojego zdania? — pytała.
— Nie — odrzekł.
— Dlaczego?
— Z dwóch przyczyn: pierwszą z nich jest, iż wyszedłszy za mąż, będziesz musiała zajmować się gospodarstwem, nie mając czasu na szycie dla magazynów; drugą, iż mężczyzna, według mnie, winien zarobić tyle, iżby utrzymał swą żonę i dzieci.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/254
Ta strona została przepisana.