Czekali więc od roku, lecz o ile Łucya była cierpliwą, o tyle Lucyana ogarniało zniechęcenie. Zarobek jego pozostał szczupłym jak poprzednio, nie przedstawiając widoku polepszenia bytu: gdyby w takich warunkach zaślubił Łucyę, nędza by ich oczekiwała.
Oboje narzeczeni opowiedzieli sobie nawzajem historyę swojego życia. Dzieje Łucyi były krótkiemi. Mamka nie odbierając zapłaty, oddała jednoroczną dziewczynkę do przytułku dla sierot, gdzie wyrosła, oto wszystko. Dziewczynką tą była córka Joanny Fortier.
∗
∗ ∗ |
W kilka dni później, Łucya zapakowywała wykończony stanik, ażeby go odnieść do szwalni pani Augusty. Wziąwszy pakiet, wyszła, a zamknąwszy drzwi na klucz zastukała do mieszkania Lucyana, znajdującego się na tem samem piętrze.
— Proszę wejść — odpowiedział młodzieniec.
Wszedłszy tam dziewczę, zastało narzeczonego przy stole, zajętego rysunkami.
— Witaj mi, witaj! ukochana — wołał biegnąc ku niej rozradowany.
Córka Joanny Fortier w miejsce odpowiedzi, ujęła obie ręce biegnącego ku sobie i bacznie weń spojrzała.
— Jakżeś blady! — wyrzekła z wzruszeniem — znowu noc całą pracowałeś!
— Lecz...
— Nie ma żadnego lecz. Tak, czy nie, mów zaraz!
— A więc tak! — odpowiedział.
— Zakazałam ci czynić coś podobnego.
— Nie mogę być tobie posłusznym; pilne rysunki na dziś wieczór wykończyć muszę.
— Lecz się zabijasz tą pracą, tak licho wynagradzaną!