Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/256

Ta strona została przepisana.

— Cóż począć? Nędznie jest wynagradza to prawda ale daje mi jednak chleb codzienny.
— Mógłbyś zarabiać sto raził więcej.
— Tak. gdybym miał sposobność ku temu. Wszędzie gdziekolwiek się udam, jedno wciąż słyszę: „Nie potrzebujemy obecnie nikogo, bądź pan cierpliwymi czekaj.“ Czekaj więc, czekam bez kresu, aż w końcu obawiać się poczynam, b to, oczekiwanie nie przeciągnęło się równo z mem życiem.

XX.

Milczenie, które nastąpiło po tych wyrazach Łucy przerwała:
— Lucyanie — wyrzekła tkliwie — musisz przyjąć od mnie naganę.
— Naganę, za co, cóż uczyniłem? — pytał zaniepokojony.
— Wykroczyłeś ciężko.
— W czem, kiedy?
— Poczyna cię ogarniać zwątpienie, tracisz odwagę!
— Zkąd przypuszczasz coś podobnego?
— Widzę to! zamiast stawić mężnie czoło złej doli, chylisz głowę przed nią, tak jak przedemną w tej chwili; a jedna nasza wzajemna miłość winna cię uzbroić energią i siłą. Być może, iż nie kochasz mnie już więcej...
— Ach! — zawołał Lucyan, ranisz mi serce do głębi temi słowy. Wiesz dobrze, iż cię kocham z całej mej duszy, i cham nadewszystko na świecie!
— NiC\e! ja nie wierzę temu — zawołała dziewczyna; gdybyś mnie kochał tyle jak mówisz, nie spędzałbyś dni całych i nocy, przy pracach wyniszczających twe zdrowie, a dających ci tak szczupły zarobek.
— Cóż chcesz więc bym czynił? — pytał z rozpaczą.