Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/274

Ta strona została przepisana.

— W pewnych razach przypuszczenia na pewnik przyjąć potrzeba.
— Nie, nie!— zawołał Lucyan żywo — w obecnym wypadku zaprzeczam temu; podzielam w tym razie przekonanie mej ciotki najzupełniej. Zaprzysiągłem odkryć prawdziwego mordercę mojego ojca, i oczyścić tą nieszczęśliwą istotę, tak niewinnie skazaną.
— Lecz na co to odkrycie obecnie przydać się może? — rzekł Edmund — dwadzieścia jeden lat upłynęło od chwili popełnienia zbrodni, istnieją przepisy, wobec których prawo bezwładnem się staje.
— To mnie nie obchodzi!.. Jeżeli sprawiedliwość ludzka nie przyjdzie mi z pomocą, obejdę się bez niej, sam karę złoczyńcy wymierzę.
— Lecz czy pan jesteś przekonanym, że Joanna Fortier dotąd żyje jeszcze?
— Nie wiem, zbadam to jednak.
— Ja ci w tem dopomogę — rzekł Jerzy. — Mając stosunki z osobistościami zajmującemi różne stopnie w hierarchii sądowej, łatwiej mi będzie w tym względzie pozyskać wiadomość.
— Wdzięcznym ci niewymownie pozostanę — odparł Labroue.
— Rzecz zatem ułożona i postanowiona.
— Tak, lecz dość już mówiliśmy o tem, co mnie zbliska obchodzi — mówił syn inżyniera — pomówmy nieco o tobie mój Jerzy. Jestżeś zadowolonym z obranego zawodu?
— O ile nim być można. Zacny opiekun mój jest zarazem najlepszym mym przyjacielem; klijenci nawiedzają mój gabinet dość często, pracuję z powodzeniem, czegóż życzyć mam więcej?
— Żony — rzekł żartobliwie Labroue.
— Żony — powtórzył Jerzy, śmiejąc się głośno — czas jeszcze ku temu. Zresztą zdaje mi się, że idąc śladem mego opiekuna, zostanę kawalerem. Potąd przynajmniej w celiba-