Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/278

Ta strona została przepisana.

Jerzy dość często bywając w domu Harmanta, zauważył wpływ wywierany przez dziewczę na ojca, postanowił przeto wtajemniczyć ją w tą sprawę, pewien najlepszego skutku dla Lucyana Labroue.
— Jeżeli nie przeszkodzę pannie Harmant — odrzekł służącemu — chciej jej doręczyć mą kartę.
— Racz pan przejść do salonu, natychmiast oznajmę — odpowiedział sługa, wprowadzając przybyłego do małego saloniku przeznaczonego na codzienne przyjęcia.
Marya po odebraniu biletu, wkrótce się ukazała.
— Witam pana — poczęła uprzejmie, podając rękę Jerzemu — odwiedziny pańskie, mimo, iż jestem przekonany że nie dla mnie były przeznaczonemi, niemniej są mi jednak przyjemne. Spocznij pan, proszę.
— Jakże zdrowie pani? — zapytał Darier.
— Doskonale! nigdy lepiej się nie czułam jak teraz.
Gwałtowny atak kaszlu przerwał jej mowę.
— Ach! ten nieznośny kaszel — szepnęła, uspokoiwszy się nieco — dziwnie to uporczywie i denerwujące cierpienie, gdyby nie to, byłabym zdrową zupełnie...
Przy tych słowach ocierała chustką czoło potem zroszone.
— Winnaś się pani troskliwie pielęgnować — rzekł Jerzy, wiedząc dobrze jakiego rodzaju nieuleczalną chorobą młode dziewczę dotkniętem zostało.
— Czynię to — odpowiedziała — doktorzy okładają mnie lekarstwami, katar, rzecz tak łatwa do pokonania, a pomimo to... Nie mówimy jednak o tem, to fraszka, przeminie. Życzyłeś pan zapewne widzieć się z mym ojcem? — pytała.
— Tak pani.
— Wyjechał na trzy tygodnie, to znaczy, iż nie powróci, aż w początkach przyszłego miesiąca. Celem jego podróży są liczne zakupy dla fabryki, będzie w Belgii, w Mons, w Charleroi. Budynki w Courbevoi są na ukończeniu, ojciec jest pewnym, że w miesiąc po jego powrocie fabryka w ruch