Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/279

Ta strona została przepisana.

wprowadzona zostanie. Obecnie jak pan widzisz, sama tu pozostałam. Są chwile, wierzaj, gdzie ta samotność ciężyć mi poczyna. Cóż jednak sprowadza pana do mojego ojca? — ciągnęła dalej — koresponduję z nim ciągle, ztąd jeśli chodzi o jaką pilną sprawę, mogę mu tę rzecz listownie przedstawić...
— Dość będzie czasu gdy ojciec pani powróci — rzekł Jerzy — cieszę się ze sposobności jaka mi dozwala z panią pomówić, tem więcej, że mam ją prosić o pomoc w pewnym interesie.
— Najchętniej, o cóż chodzi?
— O udzielenie miejsca młodemu człowiekowi w fabryce pana Harmant, uczniowi szkoły Sztuk i Rzemiosł, zdolnemu rysownikowi i mechanikowi.
— Jest to pański przyjaciel zapewne?
— Tak, mój przyjaciel z kolegium. Boleśnie dotkniętym został tragiczną śmiercią swego ojca, któremu ukradziono cały majątek, a razem i śmiercią ciotki, jaką kochał tkliwie, lecz która będąc ubogą nic w spadku mu nie pozostawiła. Obecnie biedny ten chłopiec żyje jedynie z swej pracy.
— Zadość uczynić pańskiej prośbie jest naszym obowiązkiem — odpowiedziało dziewczę — możesz pan liczyć na mnie, użyję całego wpływu, ażeby pański protegowany został przyjętym, i naprzód za skutek poręczam. Mój ojciec powraca w dniu drugim przyszłego miesiąca, przeto ów młody człowiek niech zgłosić się tu zechce 3-go, a zaraz działać zaczniemy.
— Nie mam słów na okazanie pani mojej wdzięczności — rzekł Jerzy.
— Nie dziękuj mi pan, proszę — odpowiedziała po przeminięciu nowego ataku kaszlu, bardziej gwałtownego, niż pierwszy. — Dotąd nic jeszcze nie uczyniłam, zdaje mi się jednak, że pan możesz ztąd wynieść nadzieję. W najpierwszym liście doniosę mojemu ojcu, że widziałam się z panem, i że coś przyrzekłam w jego imieniu.
Jerzy powstawszy, podał rękę pannie Harmant.