— Nie panie — odrzekł Geraud. — Wiem iż moim obowiązkiem jest szanować przepisy.
— Zatem Wincenty opuścił warsztat nie uprzedziwszy ciebie?
Tak panie; gdym spostrzegł, że go nie ma przy robocie, przyszedłem zapytać panią Portier czy go nie widziała wychodzącym.
Pan Labroue zwrócił się ku Joannie zapytując ją spojrzeniem.
— Widziałam go w rzeczy samej — jąkała młoda kobieta, której zakłopotanie łatwo odgadnąć możemy.
— Zatem, pani mu drzwi otworzyłaś?
Joanna uczyniła gest potwierdzający.
— Mimo że pani znasz reguły fabryki — rzekł właściciel — zdumiony jestem, iż pierwsza je pogwałciłaś. Wyjaśnimy to wszystko natychmiast. — Jakiż pozór Wincenty przedstawił dla usprawiedliwienia wyjścia swojego?
— Powiedział — ozwał się Jakób — iż pozostawiwszy w domu żonę niebezpiecznie chorą, bliską skonania, zapragnął ją widzieć.
— Czy rzeczywiście żona jego była tak chorą?
— Tak jest panie.
— Przypuśćmy. W każdym razie zaczekać mógł na mój powrót, aby otrzymać odemnie zezwolenie na wyjście, byłbym się przychylił ku temu bez wahania. — Chcę jednak, by w mojej nieobecności rozkazy były szanowanemi. To samowolne wydalenie się Wincentego złym jest przykładem dla innych. — Bez bezwzględnego posłuszeństwa i karności, nie podobna byłoby prowadzić warsztatów.
A zwróciwszy się ku Joannie pan Labroue dodał: