Mleczarka z blaszanemi naczyniami w ręku zbliżała się ku niej.
— Którędy ztąd droga na stacyę drogi żelaznej, powiedz mi pani? — spytała nadchodzącej.
— Wprost przed siebie siostro — odrzekła zagadniona — staniesz tam w ciągu trzech minut...
— Dziękuję za objaśnienie.
Tu Joanna iść szybko zaczęła.
Przy brzegu ulicy otwierano sklep, który zwrócił jej uwagę. Był to skład bielizny i gotowych kobiecych ubiorów; dwa gazowe płomienie oświecały wnętrze tego sklepu.
Weszła tam.
— Czego żądasz siostro? — zapytała ją właścicielka, układając na półkach towary.
— Chciałabym kupić ciepłe ubranie dla pewnej ubogiej kobiety — odrzekła wdowa. — Jest ona równą mnie tuszą i wzrostem.
— Wyszukam coś odpowiedniego — rzekła kupcowa, przerzucając w ubiorach. — Oto właśnie spódnica miękka i ciepła w szarym kolorze, dodała po chwili, rozkładając takową.
— Kolor dobry, wezmę ją — rzekła Joanna — prosiłabym jeszcze o okrycie w podobnym rodzaju, czepek płócienny i chustkę wełnianą.
Właścicielka sklepu dostarczywszy żądane przedmioty i ugodziwszy się o cenę, zawinęła takowe.
— Widzę, że spieszysz się siostro — mówiła wydając resztę drobną monetą, podążasz być może na pociąg odchodzący do Paryża. Wyrusza on o siódmej minut czterdzieści. Pozostaje ci zatem kwandrans czasu — dodała spojrzawszy na zegar.
— Pilno mi w samej rzeczy — odrzekła Joanna, czując, iż wypadało jej coś odpowiedzieć — lecz nie na pociąg się spie-