Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/286

Ta strona została przepisana.
XXVI.

Jedna wszelako okoliczność przedstawiała dla niej groźne niebezpieczeństwo. Potrzebowała po drodze pytać się ludzi, by nie zabłądzić, a pytania te wzniecić mogły podejrzenia co do jej osobistości.
Niepodobna jej było zwracać się do kogoś z pełniących służbę na stacyi, bezzwłocznie albowiem natenczas przytrzymanąby zostać mogła. Otworzyłoby się przed nią nanowo więzienie bez nadziei uwolnienia, ponieważ dozór zostałby nad w zdwojonym. Myśląc o tem wszystkiem, nieszczęsna, przyrzekała sobie działać z rozwagą.
Przybywszy do Brie-Comte-Robert, spostrzegła oczekujący na stacyi omnibus, na ścianach którego wypisane były różne miejscowości, przez jakie przechodził, a między innemi wymienioną była i wioska de Chévry.
Wiele osób wsiadać doń zaczęło.
— Czy ten omnibus przechodzi przez Chévry? — spytała konduktora.
— Tak jest — odpowiedział.
— Przejeżdża około probostwa?
— Zatrzymuje się wpobliżu.
Joanna wsiadła. Powróz toczył się zwolna po drodze, grubo nakrytej śniegiem i zatrzymał się w Chévry nareszcie.
Stanąwszy w tej wiosce, konduktor pociągnął za dzwonek i otworzył drzwiczki, dozwalając wysiąść podróżnej.
W miarę jak zbliżała się ku probostwu opanowywało ją silne wzruszenie, serce jej uderzało w piersiach przyśpieszonem tętnem. Chévry przywiodło jej na pamięć tę straszną przeszłość, stawało przed oczyma dziecię, pozostawione na opiece księdza.
Za jednym rzutem oka poznała budynki plebanii, przypomniała sobie ów dzień, gdy wyczerpana znużeniem, umierająca