Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/287

Ta strona została przepisana.

z głodu, z dzieckiem na ręku, zadzwoniła do tych sztachet żelaznych, padłszy na progu zemdlona.
Przystąpiwszy ku nim, jak przed dwudziestu laty, zadzwoniła. Stara wiejska służąca, otulona chustką, wyszła jej otworzyć.
— Czego pani żądasz? — spytała.
— Chciałabym się widzieć z proboszczem — odpowiedziała Joanna.
— Proboszcz w tej chwili odprawia nieszpory w kościele; jeżeli pani pragniesz się z nim widzieć, idź i zaczekaj w zakrystyi.
— A czy tu nie pozwoliłabyś mi pani zaczekać? — szepnęła wdowa nieśmiało.
— Ksiądz proboszcz nie kazał mi wpuszczać nikogo z obcych, gdy nie ma go w domu — odpowiedziała służąca, mierząc przybyłą podejrzliwym wzrokiem. — Możesz pani zaczekać na drodze — dodała.
— Dobrze, dziękuję — odrzekła, wychodząc Joanna.
Nie mogąc jednak czekać przy drodze na śniegu bez ściągnięcia na siebie uwagi, udała się do kościoła. Wszedłszy tam bocznemi drzwiami, wsunęła się po za filar i uklękła przy krześle, zasyłając gorące modły ku Stwórcy.
Nieszpory wkrótce się ukończyły. Ludzie zwolna rozeszli się, nie spostrzegłszy obcej w kościele.
Proboszcz wszedł do zakrystyi wraz ze śpiewakami i służb! kościelną. Joanna śledziła ich wzrokiem. Wkrótce ukazali się znowu i odeszli. Proboszcz wyszedł ostatni. Był to mężczyzna, około lat pięćdziesięciu mieć mogący. Wychodząc, przyklęknął na stopniach ołtarza, odmówił krótką modlitwę, następnie podniósł się, przeżegnał i zwrócił ku drzwiom.
Wdowa zbliżyła się natenczas ku niemu.
— Wybacz, księże proboszczu... — szepnęła drżącym ze wzruszenia głosem.
Ksiądz spojrzał na nią.