Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/288

Ta strona została przepisana.

— Czego żądasz, córko? — zapytał.
— Chciałabym pomówić z księdzem — odpowiedziała.
— Zdaje mi się, że nie należysz do tej parafii?
— Nie; jestem obcą, przybyłam umyślnie z Paryża, by osobiście pomówić z księdzem proboszczem w ważnym interesie.
— Jestem gotów cię słuchać, pójdź ze mną do zakrystyi.
Udała się za nim i wkrótce między obojgiem zawiązała się następująca rozmowna:
— Jestem zobowiązana przez pewną osobę — zaczęła wdowa Fortier — do uproszenia księdza proboszcza o udzielenie niektórych objaśnień.
— W jakim przedmiocie? — zapytał.
— Co do szczegółów, dotyczących poprzedniego proboszcza, który zarządzał tutejszą parafią w roku 1861-ym.
— A! mówisz o zacnym księdzu Langier, o tym, której ja zastąpiłem? Umarł on w pamiętnym roku 1871-ym i odtąd pełnię obowiązki plebana?
— Zatem ksiądz proboszcz go znałeś?
— Bardzo mało; widziałem go parę razy na krótko przed zgonem.
— Wszak on miał siostrę?
— Tak. Lecz ta przed nim umarła.
— Siostra ta wychowywała przy sobie dziecię?
— Swego syna, jak mi mówiono.
— To mój... mój Juraś! — pomyślała, zadrżawszy, Joanna.
— Czy nie wiadomo księdzu proboszczowi — odezwała się po chwili, powściągając wyruszenie — co się stało z tem dziecięciem? Właśnie, aby się o tem dowiedzieć, przybyłam umyślnie do Chévry.
Proboszcz potrząsnął głową.
— Nie jestem w stanie w tem cię objaśni — rzekł, gdym przybył tu dla objęcia parafii, opowiadano mi, że syn siostry proboszcza Langier przybył na pogrzeb swojego wuja