Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/291

Ta strona została przepisana.

obojętnie zadawać nie byłam w stanie. Gdybym poszła badać innych; jak jego zapytywałam, wzbudziłabym nieufność przeciw sobie i ci, do którychbym się udała, nie posiadając w sercach kapłańskiej dobrotliwości, wyrażaćby mogli głośno podejrzenia na moją zgubę. Co począć więc, co począć? — wołała.
— Boże wszechmocny, pełen dobroci i sprawiedliwości — jęczała ze łkaniem — wspieraj mnie, radź i prowadź! Ciemności zewsząd mnie otaczają, wskaż mi drogę, którą mam postępować. Jakiś człowiek uprowadził do Paryża mniemanego siostrzeńca księdza Langier, które jest mojem dzieckiem. Siostra proboszcza przyrzekła mi czuwać nad niem, zastąpić mu matkę... Dotrzymała obietnicy, jestem pewna... Lecz gdzie mego syna odnaleźć w Paryżu? Mam że iść do ludzi, którzyby mogli mnie oddać w ręce żandarmów, mamże powiedzieć im: „Jestem Joanną Fortier, tą, która uciekła z więzienia w Clermont... przytrzymajcie mnie!.... Ach! czemuż mi na myśl to wszystko nie przyszła. Pragnęłam uwolnić się, a teraz, gdym odzyskała swobodę, jestem zmuszoną ukrywać się jak przed dwudziestoma laty! Ścigają mnie... siałam się pastwą policyi i więzienia... to straszne! O czemuż nie pozostałam lepiej obłąkaną!
Nieszczęsna ukryła w dłoniach rozpalone czoło, głośno łkając.
— Nie! — zawołała po chwili podnosząc głowę, mimo to wszystko, nie uznam się być zwyciężoną! Z głębin ciemności, w jakie mnie wpycha fatalność, będę prowadziła poszukiwania bez wytchnienia; Bóg... może zlituje się nademną i pozwoli mi dojść do celu. Mój syn przebywa zapewne w Paryżu, tam więc szukać będę jego śladów, skoro się downem, jaki „os spotkał mą córkę.
Tu modlić się cicho zaczęła, a modlitwa ta wzmocniła jej siły i odwagę. Wyszła z kościoła uspokojona.
Mrok zapadał zwolna, smutny ponury. Joanna szła pieszo po śniegu ku stacyi drogi żelaznej Brie-Comte-Robert. O dziewiątej wieczorem była z powrotem w Paryżu. Pier-