Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/300

Ta strona została przepisana.

— Starałam się — odpowiedziała szwaczka — wywiązać jak najlepiej z powierzonej sobie roboty, niewiem wszelako, czy pani będziesz zadowoloną?
— Przynosisz mi suknię już wykończoną?
— O! nie, przygotowaną dopiero, radabym przymierzyć ją pani.
— Dobrze, ale czy oznaczyłaś, w jaki sposób spódnica i stanik mają być przyozdobione kwiatami?
— Oznaczyłam, natychmiast pani pokażę.
Tu szwaczka zdjąwszy pokrycie rozłożyła suknię na kanapie.
— Ślicznie, przecudnie — wołała córka Pawła Harmant. Sposób jej przystrojenia jest nader oryginalnym.
— Ja to wymyśliłam — rzekła z naiwną dumą robotnica.
— Winszuję pani, szczerze winszuję. Masz gust wytworny.
Marya powoli odzyskiwała wesołość. Zniknęła bladość jej twarzy, mimo, że drobny, suchy kaszel napastować jej nie przestawał.
— Biedne dziecię — myślała Łucya — ona rzeczywiście jest chorą.
I ta uboga dziewczyna całem sercem żałowała milionerki.
— Zaczniemy przymierzać więc — poczęła Marya.
— Jestem na rozkazy pani.
— Czy mam przywołać pokojówkę?
— To nie potrzebne, ja ją chętnie zastąpię.
Rozpoczęło się przymierzanie, owa tak ważna czynność znana dobrze naszym czytelniczkom.
Marya pociągniona sympatycznym wyrazem twarzy robotnicy zawiązała z nią rozmowę.
— Jak dawno pani pracujesz w zakładzie pani Augusty? — pytała.
— Od piętnastu miesięcy...