Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/301

Ta strona została przepisana.

— Zdaje się, że ona panią bardzo lubi?
— W rzeczy samej okazuje mi wiele życzliwości.
— Wspominała mi kiedyś, iż życzyła sobie, byś pani u niej zamieszkała.
— Tak jest, wolę jednak pracować u siebie.
— Mieszkasz zapewne przy rodzicach lub krewnych?
— Nie mam wcale rodziny — Łucya smutno odrzecze.
— Jesteś więc sierotą?..
— Nic nie wiem. W pierwszym roku mojego życia oddaną zostałam do przytułku dla niemowląt.
— Do przytułku dla porzuconych dzieci? — powtórzyła Marya.
— Tak pani.
— Zatem twój ojciec i matka opuścili cię?.. ach! to okropne...
— Smutne w rzeczy samej — odpowiedziała dziewczyna — czuję albowiem, iż kochałabym tkliwie mą matkę. Nigdy jednakże na myśl mi nie przyszło złorzeczyć jej za to. Przyszedłszy z wiekiem do zastanowienia, wytłomaczyłam sobie, iż ona nie była winną, że być może głód, nędza, zmusiły ją do tego postąpienia, nad którem zapewne wiele cierpiała.
— Masz słuszność — odparła córka Pawła Harmaut — chociaż co do mnie, wołałabym umrzeć raczej z głodu, niźli rozłączyć się z dzieckiem. W tym razie matka twoja w części zasługuje, być może na uniewinnienie, lecz ojciec twój... ojciec?..
— Mój ojciec może umarł... matka wdową być mogła...
— To prawda.
— Zresztą — dodała Łucya — czyż mało znajduje się nieszczęśliwych, uwiedzionych dziewcząt, pozostawionych wraz z dzieckiem?..
— I w tem masz słuszność zupełną — szepnęła Marya w zadumie. — A czy nie powiedziano ci kiedy w przytułku, w jaki sposób zostałaś tamże oddaną? Czyli nie pozosta-