ra, nie szczędząc mi rad, ani przestróg uczciwych, prawdziwą, była mi matką. Zgon jej oblałam gorącemi łzami. Miałam natenczas lat dziewiętnaście. Mogłabym była znaleźć miejsce w przytułku jako robotnica, wołałam jednak sama u siebie pracować. Zebrawszy nieco zaoszczędzonych pieniędzy, kupiłam sobie sprzęty, wynajęłam pokoik i udałam się do znakomitszych magazynów, prosząc o robotę. Jedna z modniarek, u której przez rok pracowałam, wyjechała na obczyznę, natenczas pani Augusta przyjęła mnie i dotąd u niej pozostaję.
— Ileż lat masz, Łucyo, obecnie — pytała Marya — wszak pozwolisz mi się tem imieniem nazywać, nieprawdaż?
— Najchętniej — odpowiedziało dziewczę; — uważam to za dowód wysokiej życzliwości dla siebie ze strony pani i jestem ci wdzięczną.
— Powiedz mi zatem, ile masz lat obecnie?
— Zaczęłam rok dwudziesty drugi?
— Dlaczego, posiadając tyle gustu i zręczności, nie otworzyłaś na własną rękę magazynu?
— Ponieważ do tego potrzeba dwóch rzeczy, których nie posiadam.
— A mianowicie?
— Najprzód klijenteli, a następnie kapitału na pierwsze urządzenie zakładu.
— Zdaje mi się, że posiadając podobnie korzystną zdolność, łatwoby ci było znaleźć męża, jeśli nie bogatego, to w każdym razie z pewną sumką pieniędzy, która posłużyćby mogła na urządzenie szwalni, klijentela zaś wkrótceby się potem znalazła.
Na wspomnienie męża Łucya się zarumieniła.
— Ej! ja zgaduję — zawołała Marya z uśmiechem, spostrzegłszy zakłopotanie dziewczyny — ty masz już narzeczonego...
— Tak... w rzeczy samej — odrzekła zapytana.
— I rychłoż nastąpią zaślubiny?
— Nic nie wiem. Ten, którego kocham, nie posiada ma-
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/303
Ta strona została przepisana.