Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/305

Ta strona została przepisana.
XXX.

— Gdzie mieszkasz, drogie dziecię? — pytała dalej milionerka.
— Przy skręcie ulicy Bourbon Nr. 9.
— Gdzież to jest ulica Bourbon?
— Na wyspie Świętego Ludwika.
— Dobrze, zapiszę sobie twój adres. Czy zauważyłaś — mówiła dalej Marya — iż to jest ten sam numer, pod którym zostałaś zapisaną w przytułku dla opuszczonych dzieci?
— Tak, jest to traf, wypadek...
— Bywasz niekiedy w przytułku dla odwiedzania znajomych?
— W pierwszym roku, po wyjściu, bywałam tam niekiedy, przepisy zobowiązywały mnie do tego, dziś, gdy jestem starszą, zaniechałam tych odwiedzin, nie mając zresztą czasu ku temu.
— Do widzenia zatem, Łucyo, we czwartek.
— Do widzenia, pani. Dzięki serdeczne składam za twoją dla mnie życzliwość — wyrzekło dziewczę, odchodząc.
Z ulicy Murillo Łucya kazała się zawieźć do pani Augusty, która ją pochwaliła za dokładne wykonanie roboty.
Po odejściu młodej szwaczki Maryę ogarnął smutek. Usiadłszy przed płonącem ogniskiem kominka, myślała o niej.
— Biedna sierota bez ojca i matki — szepnęła. Opuszczona przez tych, którzy ją kochać byli powinni i otoczyć tkliwą opieką! Smutneż to takie życie, zaprawdę! A jednak pomimo wszystko jest ona szczęśliwą! Nie cierpi tyle, ile ja cierpię... nie zna nudy, zniechęcenia... Żyje pełnem życiem, pracuje... wierzy w przyszłość i kocha! Kocha!... — powtórzyła po chwili milczenia. — Ach! słodką być musi ta miłość, gdy pozwala zapomnieć o smutkach i cierpieniach! Kocha i jest kochaną... a ja? ja będąc bogatą, czyż zaznam kiedy, co to jest miłość?...