Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/321

Ta strona została przepisana.

przybrana. Po nocy spokojniej niż zwykle spędzonej, mniej chorobliwie wyglądała; była piękną, powabną.
Skoro wszedł Lucyan, ukłon jej składając, postąpiła naprzeciw niego; dość było jednego spojrzenia dziewczyny, by spostrzedz jego zręczne i eleganckie obejście, twarz sympatyczną i inteligentną. Podobał się jej widocznie.
— Zostałeś mi pan poleconym gorąco przez pana Jerzego Darier — mówiła z uśmiechem.
— Tak, pani... Jerzy jest moim najlepszym przyjacielem towarzyszem lat młodocianych — rzekł Lucyan.
— Oczekiwałam na pańskie przybycie.
— Głęboko czuję się wzruszonym zaszczytem, jaki mi pani czynisz, przyjmując mnie u siebie — mówił Labroue; — Jerzy mnie powiadomił, iż pani nie odmawiasz łaskawego wstawiennictwa ze swej strony do pana Harmant, do którego list właśnie przynoszę od mego przyjaciela.
Lucyan mówił to poważnie; sposób jego wdrażania się nie zawierał w sobie nic upokarzającego, nic poniżającego; prosił o wyświadczenie przysługi jak człowiek, umiejący cenić swą godność.
Marya pomimowolnie przymknęła powieki pod pieszczotliwem brzmieniem głosu mówiącego.
— Racz pan spocząć — wyrzekła, wskazując krzesło — porozmawiamy chwilkę.
Lucyan zajął miejsce.
Pan Darier mówił mi — zaczęła panna Harmant — iż pan posiadasz wiele talentu i wiele odwagi, że miłujesz pracę, a dotąd z braku stosunków jedynie nie zdołałeś rozwinąć swoich zdolności, oraz że pragniesz znaleźć pomieszczenie w Wielkiej fabryce, którą mój ojciec zamierza otworzyć?
— Tak, pani... miejsce to zapewmiłoby mi przyszłość...
— Powiadomiłam pana Darier — mówiła Marya dalej — iż mimo, że starających się o posadę dyrektora jest nader wielu, będę czyniła wszystko, ażebyś pan otrzymał pierwszeństwo. Do tego jednak potrzeba, ażebyś się widział z mym ojcem. Do-