o nim teraz. Co kobieta chce, Bóg chce! Posada dyrektora robót jest ci zapewnioną.
Wróciwszy do siebie syn inżyniera, opowiedział Łucyi wszystko szczegółowo.
— Nie omyliłam się więc co do panny Harmant — zawołało dziewczę, rozpromienione radością; jest to anioł dobroci, co obiecała, dotrzyma.
Nazajutrz, o wczesnej, rannej godzinie Paweł Harmant siedząc przed biurkiem w swej bibliotece, porządkował papiery i rozdzielał korespondencye. Pomiędzy przesyłkami nadeszłemi w czasie jego nieobecności, znajdował się list z marką Stanów Zjednoczonych. Otworzył go z niepokojem, poznawszy na kopercie pismo Owidyusza Soliveau.
List zawierał kilka następujących wierszy:
Od chwili twego wyjazdu walczę z ciękiemi przeciwnościami, los jak gdyby zawziął się na mnie. Interesa tyle głośnych zakładów Jan Mortimer i spółka, zmniejszają się z dniem każdym. Twój wyjazd zadał cios straszny fabryce, i jeśli potrwa tak dłużej grozi mi to zupełną ruiną. Żałuję, żem nie wyjechał wraz z tobą do Francyi, choćby ze względów finansowych, pominąwszy łączące nas związki pokrewieństwa. Z dniem każdym uczuwam coraz więcej, iż niepodobna mi żyć zdała od ciebie. Zatem, kto wie? być może iż zobaczymy się rychlej niż sądzisz. Twój na zawsze drogi mój Pawle całkiem tobie oddany.
Przeczytawszy ów list, Jakób Garaud zbladł nagle i zmiął go gniewnie w swych palcach.
— A więc — wyszepnął głosem jaki świszcząc wychodził mu przez zaciśnięte zęby, a więc ów nędznik chce doprowadzić do ruiny i tę nową moją fabrykę podobną do tamtej ja-