Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/336

Ta strona została przepisana.

— Nie potrzebuję pieniędzy.
— A więc — rzekł żartobliwie milioner — chodzi tu zapewne o ową tajemnicę, jakiej nie chciałaś mi wczoraj wyjawić.
— Tak właśnie?
— Mów zatem, słuchać cię jestem gotów.
Marya usiadła obok ojca.
— Wyobraź sobie... — poczęła — że przyszedł mi pewien kaprys... zachcenie.
— O! ty miewasz je często, lube, rozpieszczone dziecię.
— Tak... lecz ten, nie jest podobnym do innych. Przyrzecz mi naprzód, mój ojcze, że uczynisz o co prosić cię będę.
— Wiesz dobrze, że jeżeli tylko rzecz jest możebaą do wykonania, zadość uczynię twemu żądaniu. Czyliż ci kiedy w czem odmówiłem?
— To prawda. Otóż więc przyszedł mi kaprys, fantazya, ażeby pierwszy z oficyalistów, jakiego przyjmiesz do swej fabryki, został ci przedstawionym przezemaie.
— To znaczy — rzekł uśmiechając się Harmant — że wzięłaś kogoś pod swoją wysoką protekcyę i pragniesz mi go przedstawić?
— Doskonale ojcze odgadłeś... tak... w samej rzeczy. Wspomniałeś mi, że wkrótce potrzebować będziesz dyrektora do robót w fabryce. — mówiła dalej — kierownika do rysunkowych warsztatów jakie chcesz tu w mieszkaniu tymczasowo utworzyć. Potrzeba ci będzie do tej czynności naukowego, inteligentnego i praktycznego człowieka, na którym mógłbyś się oprzeć z calem zaufaniem... Mówiłeś to, nieprawdaż?
— Tak i powtarzam obecnie. Miałażbyś wypadkiem odnaleść podobnego feniksa?
— Odnalazłam go! — zawołało dziewczę — a sądzę, iż możesz ojcze w tym razie poprzestać na mojej i pana Darier rekomendacyi.