losu zrządzenie, które sprowadza do mnie jako proszącego syna mojej ofiary.
Zachwiawszy się chwilowo pod ciosem nieprzewidzianym, mniemany Paweł Harmant zwalczyć się jednak nie dozwolił. Obliczywszy w oka mgnieniu wyniknąć mogące następstwa, powziął stałe postanowienie.
— Zamordowanym został... tak! — powtórzył Lucyan z westchnieniem — zamordowanym w podpalonej fabryce ręką zbrodniarza...
— Jeśli mnie pamięć nie myli — mówił Garaud z przerażająco zimną krwią — zbrodniarką była kobieta, odźwierna fabryki...
— Sędziowie uwierzyli dowodom, skazując Joannę Fortier za potrójną zbrodnię. Co do mnie, ja w jej winę nie wierzę! — odparł Labroue.
Jakób zadrżał powtórnie.
— Dlaczego pan nie wierzysz? — zapytał — sądzisz więc, iż tę kobietę niesprawiedliwie skazano?
— Tak, panie.
— Zda mi się jednak, o ile pamiętam, że dowody zebrane przeciw niej, aż nadto stwierdzały jej winę.
— Pozory niejednokrotnie w błąd sprawiedliwość wprowadzają.
— Zkąd i dlaczego pan to przypuszczasz? — pytał milioner dalej.
— Ponieważ otrzymałem w tym względzie zeznania mej ciotki, która mnie wychowała, a zkąd wypływa, iż ktoś inny miał cel w zadaniu śmierci mojemu ojcu.
— Kto inny? — powtórzył przemysłowiec, opanowany nanowo wzrastającą trwogą. — Któżby więc?
— Nadzorca fabryki — rzekł Lucyan — człowiek ambitny a chciwy. Mój ojciec, mając szczególne zaufanie do tego człowieka, powierzył mu tajemnicę swych nowych wynalazków, dla przywłaszczenia sobie których on spełnił potrójną zbrodnię!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/342
Ta strona została przepisana.