Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/343

Ta strona została przepisana.

— Jakże się nazywał ów nadzorca? — pytał stłumionym głosem Harmant.
— Nazywał się Jakób Garaud.
— Jakób Garaud! — powtórzył nikczemnik — tak, przypominam sobie to nazwisko... Lecz o tym człowieka mówiono, że zginął w płomieniach, stawszy się ofiarą swego poświęcenia.
— Ja nie wierzę ani w poświęcenie, ani w śmierć jego — zawołał żywo młodzieniec — lecz jedynie w łotrowską komedyę, jaką odegrał ten nędznik!
— Posiadasz pan na to dowody? — zapytał mniemany Harmant, owładnięty trwogą.
— Na nieszczęście nie, panie. Jakób Garaud pisał jednakże do Joanny Fortier, w której był zakochanym, ważny list, zawierający wyznanie, a raczej zeznanie swej zbrodni.
— Czemuż więc Joanna Fortier wobec sądu nie użyła tego listu na swoją obronę?
— Ponieważ nie posiadała go już natenczas... pożar go pochłonął.
Mniemany Harmant w zadumie pochylił głowę.
— Wszystko to ważnem być może — rzekł — ale spoczywa jedynie na przypuszczeniach.
— Tak... — odparł Lucyan — istnieją jednak przeczucia, które nie mylą synowskiego serca. Światło prędzej, czy później rozproszy tę ciemność. Nadejdzie dzień kary na zbrodniarza. Ja pomszczę, pomścić muszę śmierć mojego ojca!
Zimny pot oblał czoło mordercy. Rodzaj zawrotu, opanowawszy mózg jego, mięszał w nim myśli. Siłą woli jednakże starał się odzyskać przytomność i równowagę.
— E! — zawołał po chwili — cóż możesz pan teraz uczynić? Dwadzieścia dwa lata upłynęło od spełnienia tych zbrodni w Alfortville. Przypuściwszy, że Jakób Garaud nawet je dokonał i żyje, przedawnienie okrywa go bezpieczeństwem.
— Co dla mnie znaczy przedawnienie? — zawołał Labroue. — Gdyby Jakób Garaud żył dotąd, a los dozwolił mi się