Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/347

Ta strona została przepisana.

Spostrzegłszy go wchodzącego« obliczem rozradowanem, podbiegła szybko ku niemu.
— Wszak wszystko dobrze, nieprawdaż? — pytała.
— Tak — odrzekł — od dziś stanowię część personelu nowej fabryki, otrzymałem miejsce dyrektora robót.
Marya ze zbytku wzruszenia, zachwiawszy się nagle zmuszoną była wesprzeć się o krzesło.
Lucyan poskoczył, chcąc ją podtrzymać.
— Pani jesteś cierpiąca? — szepnął.
— Nie... nie! to nadmiar radości... czuję się być tak szczęśliwą...
— Lecz pani pobladłaś!
— To wkrótce przeminie... wybacz pan temu chwilowemu wzruszeniu. Jam tak gorąco pragnęła, ażeby ojciec pańskiej prośbie zadość uczynił... Oto widzisz pan — dodała — minęło już osłabienie, jest mi dobrze zupełnie. I przybrawszy pozorny spokój, usiadła.
— Pozostaje mi teraz wyrazić pani najgłębszą moją podziękę za twą szlachetną protekcyę — mówił Lucyan dalej; — dzięki jej, otrzymałem skutek pożądany. Nie zapomnę o tem nigdy i wdzięcznym pani przez całe życie pozostanę.
— Zobaczymy, czy pan pamiętać będziesz! — odpowiedziała z uśmiechem, podając mu rękę.
Syn Juliana Labroue ujął tę drobną rączkę, wyciągniętą ku niemu i do ust ją poniósł, składając na niej pocałunek, pełen uszanowania. W chwili tej dziewczę uczuło nagłe wstrząśnienie serca.
— Ach! ja go kocham — pomyślała — kocham, czuję to, czuję! — Zatem wkrótce zapewne zaczniesz pan pełnić swój obowiązek? — pytała, siłą woli powściągając wzruszenie.
— Od jutra, pani.
— Ależ budynki jeszcze niewykończone.
— Pan Harmaut oddaje mi wielką salę obok biblioteki na urządzenie w niej tymczasowo pracowni dla rysowników.
— A dziś, co pan robić będziesz?