o czwartej powrócili do Paryża. Lucyan pożegnał ojca i córkę, otrzymawszy polecenie przybycia nazajutrz o dziewiątej rano. Młodzieniec odetchnął, czając się wolnym nareszcie, a tym sposobem mogąc powiadomić o wszystkiem Jerzego Darier, a następnie Łucyę, swą narzeczoną, zaniepokojoną może długą jego nieobecnością. Chwilowo zapragnął pobiedz przedewszystkiem na ulicę Bourbon; obawiał się jednak, czy w spóźnionej porze zastanie w domu Jerzego: poszedł więc najprzód na ulicę Bonapartego. Młody adwokat tylko co z sądów powrócił. Była to godzina, w której zwykle klijentów przyjmował u siebie, ztąd Lucyan zmuszony był czekać, aż ci wyszli nareszcie, poczem wszedł do gabinetu.
— Przychodzisz z pomyślną wiadomością — rzekł Jerzy, podając mu rękę.
— Zkąd wiesz o tem? kto ci powiedział?
— Wyraz twej twarzy.
— A więc nie zawiodło cię to tym razem. Jestem uszczęśliwiony, dzięki ci, mój Jerzy; przychodzę, aby ci wynurzyć głęboką mą wdzięczność.
— A! i ja cieszę się wraz z tobą — rzekł Darier. — Twa radość płaci mi stokrotnie za to, co uczyniłem. Opowiedzże ml proszę, wszystko jak było.
Liucan powiadomił szczegółowo przyjaciela o życzliwem przyjęciu ze strony przemysłowca, oraz o wszystkiem, co uczyniła Marya dla, poparcia jego prośby.
— Osądziłem, więc dobrze to dziewczę — rzekł Jerzy; — nieoceniona to istota, serce zacne, szlachetne, pełne najwznioślejszych przymiotów!
— Tak, rzeczywiście, to anioł! — poparł Labroue.
— Otóż więc pozyskałeś tyle upragnione stanowisko — mówił dalej młody adwokat — kto wie, czy nie zostaniesz kiedyś wspólnikiem Harmanta.