Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/350

Ta strona została przepisana.

— Nazbyt unosi cię wyobraźnia — odrzekł, śmiejąc się, Lucyan: — nie żywię tak wysokich ambicyj. Jedynem mojem pragnieniem jest, bym corocznie mógł coś zaoszczędzić, a z tej podźwignąć zwaliska warsztatów, odziedziczonych po ojcu na gruntach w Alfortville, wtedy to czułbym się w zupełności zadowolonym.
Obaj przyjaciele wkrótce się pożegnali. Lucyan wsiadł powozu, by jaknajrychlej przybyć na ulicę Bourbon, gdzie przewidywał, iż Łucya oczekuje go z niepokojem. Młode dziewczę tym razem me było samem w stancyjce, Joanna Fortier, roznosicielka chleba, którą wszyscy w piekarni zwali matką Elizą, znajdowała się przy niej.
Na godzinę przed tem, wdowa, którą dziwny, nieprzełamany instynkt ku Łucyi prowadził, zastukała do drzwi mieszkania młodej szwaczki z zawiniątkiem w ręku.
— Ach! to wy, matko Elizo! — zawołało dziewczę, drzwi otwierając, chyba że nie przynosisz mi chleba?
— Nie! moja droga panienko — odrzekła Joanna — przyszłam cię prosić o wyświadczenie mi małej przysługi.
— Wszystko uczynię dla ciebie matko najchętniej, spocznij tu. proszę — dodała — podczas gdy będę wykończała tę suknię, która ma być na jutro gotową, opowiesz mi co cię tu do mnie sprowadza.
Wdowa usiadłszy, zatrzymała pełne miłości spojrzenie na młodem uroczem dziewczęciu.
— Przybywam z prośbą do ciebie, panno Łucyo — poczęła — ośmielona twą obietnicą, iż przy wolnym czasie uszyjesz mi suknię.
— Z całego serca... masz pani potrzebne ku temu materyały?
— Właśnie przechodząc przed magazynem nowości, kupiłam bardzo tanio resztkę wełnianego towaru, którą przynoszę... patrz pani.
Tu roznosicielka chleba odwiązywać paczkę zaczęła.