— Według tego, jak mi powiadano, zdaje się, że zaczęłam dwudziesty drugi rok życia.
— Czy nie mówiono ci, gdzie spędziłaś pierwszy rok, do chwili umieszczenia cię w przytułku?
— Nic mi o tem nie mówiono.
— I nie wiesz, czyli zostałaś tam oddaną przez rodziców lub krewnych?
— Nie wiem.
— Lecz o tem w przytułku wiedzieć powinni?
— Być może, iż wiedzą... wszak to nie powód, ażeby mnie o tem powiadamiano.
— Dlaczego?
— Ponieważ reguła zabrania wyjawiania dzieciom tajemnicy ich urodzenia. W razie żądania jej odsłonięcia, osoba, która złożyła dziecię, lub druga przez nią upoważniona, winna oznajmić dzień i godzinę, w którem dziecko do zakładu oddanem zostało, oraz wyjawić wskazówki, dołączone na bieliźnie, lub ubraniu niemowlęcia, dla ułatwienia poszukiwań.
— Zatem — ciągnęła dalej wdowa — pani nie wiesz zarówno, czyli te drobne wskazówki istniały obok ciebie.
— Istniały, wiem o tem.
— Gdybyś wiec poznać je zapragnęła?
— Nie objaśnionoby mnie, jestem przekonaną.
— Lecz i to imię Łucyi jakie ci nadano? — mówiła z drżeniem Joanna.
— Imię to żadnego nie stanowi dowodu, zostałam oddaną do przytułku w dniu świętej Łucyi, ztąd to, być może tak mnie nazwano.
— A zatem ona wypadkowo nosi to imię — myślała ze ściśnionym sercem nieszczęśliwa kobieta — a ja tak ślepo wierzyć poczynałam, znikły więc moje nadzieje!
— Oto już ukończyłam stanik — wyrzekła Łucya, składając robotę. — Wezmę ci teraz miarę, matko Elizo.
Jednocześnie szybkie kroki dały się słyszeć na wscho-
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/352
Ta strona została przepisana.