— Ach! teraz ja się nie mylę!.. — zawołało dziewczę, drżąc i bledniejąc z wzruszenia... — to on!
Zaledwie wymieniła te słowa, syn Juliana Labroue, jak wicher wpadł do stancyjki. Twarz jego jaśniała radością.
— Zwycięztwo! ukochana Łucyo — wołał rozpromieniony — zwycięztwo!
— Otrzymałeś więc to miejsce? — szepnęła, patrząc z załzawionemi oczyma w mówiącego.
— Otrzymałem wszystko, czego pragnąłem, o co się starałem, pan Harmant wraz z córką zatrzymali mnie u siebie na śniadaniu... jeździłem wraz z nimi obejrzeć budynki w Courbevoie. Wróciwszy ztamtąd, pobiegłem do Jerzego Darier aby mu o wszystkiem opowiedzieć i nakoniec spieszę do ciebie ukochana niosąc ci szczęście, jakie wkrótce wspólnem naszem szczęściem się stanie!
Radość od tak dawna nieznana, zapromieniła wstancyjce ubogiej robotnicy.
— Widzisz jak zwodniczym był sen twój — wołał Lucyan, ująwszy ręce dziewczyny i okrywając je pocałunkami. — Pozyskałem miejsce dyrektora robót, z dwunastoma tysiącami franków rocznej pensyi!
— Z dwunastoma tysiącami franków?! — powtórzyła łucya, zaledwie mogąc temu uwierzyć. — Ach Lucyanie, to majątek... bogactwo!
— Jeżeli nie majątek, to wstęp ku niemu — odrzekł, śmiejąc się wesoło. — Od jutra rozpoczynam mą czynność, a w ciągu roku ukochana Łucya zostanie mą żoną, zaś, za pięć lub sześć lat, przy wspólnej naszej oszczędności, rozwinę własne me skrzydła, będąc w możności odbudowania części spalonych warsztatów na gruntach Alfortville, pozostałych po drogim mym ojcu.