— Chciałabym wziąć pańskie mieszkanie — wyrzekła wdowa.
— Na seryo, matko Elizo? — zawołała Łucya z radością.
— Tak, drogie dziecię, radabym mieszkać przy tobie. Nie wyobrazisz sobie, jak cię kocham wraz z Lucyanem. Najszczęśliwszą będę, mogąc ci mówić o nim po dniach całych.
— A zatem przybywaj tu pani coprędzej zastąpić mnie. Z mniejszym smutkiem ztąd się wydalę, pozostawiwszy cię przy mej narzeczonej. Będziesz mówiła jej o tym, który ją kocha z całej duszy i żyje dla niej jedynie!
— Ach! jakaż dobra myśl błysnęła ci, matko Elizo — powtarzało dziewczę; — mniej samotną uczuwać się będę w tym domu!
— A zatem — rzekł Lucyan — sprawa załatwiona; wyznać wam jednak muszę, że sprawa dzisiejsza obudziła we mnie wilczy apetyt. Gdyby moja Łucya zechciała okazać się uprzejmą, zaprosiłaby mnie do siebie dzisiaj na obiad — dodał — wraz z tobą, matko Elizo.
Dziewczę klasnęło w ręce wesoło.
— Będę uprzejmą! — zawołała; — zajmę się nakryciem, podczas, gdy nasza dobra przyjaciółka wyjdzie w celu dostarczenia prowizyi.
Joanna zapłakała z radości. Po tylu latach ciężkich, gorzkich smutków, uczuła się być szczęśliwą. Dziwne szczęście zaiste, któremu dozwolonem było jedynie objawić się łzami!
Wdowa Fortier pobiegła za kupnem żywności i wkrótce we troje zasiedli do stołu, przy którym Łucya pełniła obowiązki gospodyni domu, nie domyślając się, że obiaduje ze swą matką, jak również Lucyan, że siedzi obok kobiety, oskarżonej o morderstwo jego ojca. Dziwny zaprawdę zbieg okoliczności!