Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/36

Ta strona została przepisana.

zniweczyćby mógł dwuletnią gorliwą mą pracę. — Mógłbyś zgubić te plany lub ukraść je, dać sobie. — A w nich majątek, bogactwo, pamiętaj o tem.
— Rozumiem to doskonale — rzekł Jakób — i przyznają, że pan masz słuszność zupełną. — Będę przychodził i pod pańskiemi oczyma robił rysunki na modele, a gdyby okazały się potrzebnemi drobne jakieś zmiany, zakreślę je panu na planie.
— Zgoda! — będziemy zatem pracowali... Cóż, zadowolonym jesteś z przyszłości, jaką ci przygotowałem?
— Panie! — składam ci dzięki z całego serca! — Przyznają i czuję, iż żaden pryncypał nie postąpiłby w sposób tak szlachetny, wdzięczność moja dla pana nie wygaśnie nigdy!
— Nie wątpię o tobie; a teraz skoro zostałeś moim wspólnikiem, trzeba ażebyś podwoił czynnność, gorliwość, abyś się okazywał bardziej ostrym. Nakaż szanować co do litery reguły fabryki, a za najmniejsze przestąpienie takowych karz surowo.
— Czy mam przygotować rachunek dla Wincentego i oddać go kasjerowi?
— Tak; chcę to uczynić dla przykładu.
Wyszedłszy ztąd, zobacz, czy chłopiec posługujący w biurze jest tam, i każ mu zawołać do mnie panią Fortier.
— Dobrze panie.
— Od jutra więc zaczniemy naszą robotę... nieprawdaż?
— Od jutra panie.
— A więc skoro tylko przejrzysz warsztaty z rana...
— Od dziewiątej...
— Tak, od dziewiątej do jedenastej, a po południu od trzeciej do piątej, rzecz postanowiona.
— Dobrze panie. — To mówiąc, Jakób wyszedł.
Nie znalawszy w biurze posługującego chłopca, sam poszedł do stancyjki Joanny.
— Pani Fortier — rzekł — pan Labroue wzywa panią do siebie.