— Tak... przypominam... — odpowiedziała.
— Mówiłem wtedy, że się o niej coś dowiem.
— To prawda.
— A więc dowiedziałem się dzisiaj...
Joanna pobladła.
— Dowiedziałeś się pan? — spytała zaledwie dosłyszanym głosem.
— Tak, przy pomocy mego przyjaciela, Jerzego Darier, adwokata, dowiedziałem się, w jakiem więzieniu Joanna Fortier osadzoną została.
— A zatem? — pytała dalej, zaledwie głos wydobywając.
— Ta nieszczęśliwa kobieta — mówił Labroue — uległszy obłąkaniu, w którem przez lat dziesięć pozostawała, umieszczoną była początkowo w Salpetrière, zkąd, gdy odzyskała zmysły, przewieziono ją do więzienia w Clermont.
Wdowa uczuła, że krew zastyga w jej żyłach: by się nie zdradzić, musiała przywołać całą energję, całą siłę woli.
— Pozostaje więc ona w Clermont? — szepnęła.
— Nie, uciekła z więzienia przed dwoma miesiącami.
— Uciekła? — po wtórzyła Łucya — jest więc wolną?
— Tak... lecz nie na długo, według wszelkiego prawdopodobieństwa, przypuszczają bowiem, że uczyniła to w celu odszukania swych dzieci i liczą, że nieroztropność w tym razie z jej strony rychlej, czy później odda ją w ręce sprawiedliwości, zkąd wróci do więzienia.
Joanna drżała; dreszcz febryczny wstrząsał jej ciałem; odwróciła się ku oknu, by ukryć swoje zmieszanie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W ów niedzielny poranek, gdzie widzieliśmy Lucyana, obecnego na śniadaniu u Jerzego Barier, córka Pawła Harmant wstała wcześniej niż zwykle. Dziwnie była ponurą i smutną dnia tego. Pozostała w swoim pokoju aż do śniadania, myśląc o Lucyanie, którego widoczna obojętność niepojętą