Po południu wyjeżdżał z Maryą na przechadzkę i cały wieczór zwykle przepędzał w jej towarzystwie. Jedyną radością tego nędznika było znaleść się sam na sam z swem dzieckiem.
Dziewczę wyszedłszy ze swego pokoju, pośpieszyło połączyć się z ojcem w małym salonie.
Ujrzawszy wchodzącą, Harmant podszedł ku niej.
— Przychodzisz dziś później niż zwykle — rzekł — byłażbyś cierpiącą me dziecię?
— Tak... nieco... — odpowiedziała — nie z tego powodu jednak pozostałam dłużej u siebie.
— Cóż cię więc zatrzymało?
— Rozmyślałam... dumałam...
— Idźmy do stołu, opowiesz mi przy śniadaniu o przedmiocie swych marzeń.
Poszli razem do jadalni.
— Otóż — zaczął Harmant, siadając — powiedz mi teraz, nad czem tak rozmyślałaś?
— Mówiłam sobie, iż więcej jest w życiu cienia, niż słońca, więcej cierpienia, niźli radości.
— Nie rozumiem cię! — zawołał milioner z zdziwieniem — cień nie istnieje dla ciebie, która potrzebujesz jedynie wyrazić życzenie, ażeby było spełnionem; co zaś do cierpień życia, zbyt jesteś młodą, byś je zaznać mogła. Czegóż ci do szczęścia brakuje?
— Pozwolisz mi ojcze być szczerą?
— Nie tylko pozwalam, lecz o to proszę...
— Wyznam więc... szczęśliwą jestem przy tobie, czując się być otoczoną twoją tkliwością, miłość ojca jednakże nie wystarcza na zawsze sercu młodej dziewczyny.. Nie jestem ojcze już dzieckiem... wkrótce ukończę lat dziewiętnaście, nie pomyślalżeś, iż kiedyś wypadnie ci za mąż mnie wydać? Były nadzorca zadrżał na te słowa.
— Wydać cię za mąż... rozłączyć się z tobą... jedyna moja pociecho?.. — wyszepnął, tuląc dziewczę ku sobie — ach!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/368
Ta strona została przepisana.