Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/373

Ta strona została przepisana.

W pół godziny potem, elegancki powóz zaprzężony w parę doskonale dobranych anglo-normandzkich biegunów, unosił ojca i córkę ku ulicy Bonapartego.
Była blisko druga godzina, gdy wysiadali przed mieszkaniem młodego adwokata, a powziąwszy wiadomość od odźwiernego, że lokator był w domu, weszli na drugie piętro.
Przed dziesięcioma minutami Lucyan Labroue wyszedł od swego przyjaciela.
Jerzy rozmawiał wesoło z Edmundem Castel, gdy nagle dzwonek przy dzwiach zadźwięczał, a jednocześnie Magdalena weszła z oznajmieniem, iż pan Paweł Harmant wraz z córką znajdują się w salonie.
— Ach! — zawołał Jerzy — otóż niespodziewana wizyta... dziś, nadewszystko, mój opiekunie — rzekł do Edmunda Castel — wyjdź wraz ze mną, przedstawię cię temu kolosowi przemysłu naszej epoki, jest to pryncypał Lucyana Labroue.
— Radbym go poznać.
Tu oba udali się do salonu.
— Witam pana... witam! kochany panie Harmant i panią, panno Maryo — wołał Jerzy, ściskając rękę milionera — łaskawe odwiedziny państwa, sprawiają mi niewymowną radość.
— Przybywam drogi mój adwokacie — rzekł przemysłowiec — ażeby odpowiedzieć na twój list, doręczony mi przed kilkoma dniami.
— Zawstydzasz mnie pan — odparł Jerzy — zamiast listownie, powinienem był osobiście złożyć ci moje podziękowanie, jak również i pannie Maryi, za uprzejme przyjęcie mego protegowanego. Miałem to uczynić, lecz nawał pracy przeszkodził mi w dopełnieniu tego obowiązku. Racz mnie pan przeto mieć za usprawiedliwionego i pozwól zarazem przedstawić sobie jednego z najlepszych moich przyjaciół, opiekuna mojego, pana Edmunda Castel, którego nazwisko jak mniemam, jest dobrze ci znanem.