Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/374

Ta strona została przepisana.

— Nie tylko znam nazwisko pana Castel, lecz i wysoki jego talent, który uwielbiam — Marya odpowiedziała.
— Jak i ja również — dodał Harmant. — Słyszałem bowiem pochwały; oddawane przez znawców pracom pana Castel.
Edmund w krótkich słowach wyraził swą wdzięczność za tak uprzejmą ocenę.
— W tym roku dajesz pan co do Salonu? — pytała Marya.
— Nie pani — odrzekł artysta — od lat dwóch wystarcza mi zaszczyt należenia do grona sędziów Wystawy.
— Nie umiem panu wyrazić panie Harmant — mówił Jerzy — o ile uczęśliwiła mnie wiadomość, że mój przyjaciel Labroue został przyjętym do pańskiej fabryki... Dozgonnie panu za to wdzięcznym pozostanę.
— My to... my raczej — odparła Marya — wdzięcznemi być panu winniśmy, ponieważ mój ojciec twierdzi, że w panu Labroue prawdziwy dla siebie skarb znalazł.
— W rzeczy samej — rzekł przemysłowiec — w pańskim protegowanym, szacownego odnalazłem współpracownika.
— Spodziewałem się tego — mówił Darier — a nawet mogę powiedzieć, iż pewien byłem zadowolenia z pańskiej strony, znając wysokie zalety mego towarzysza. Jest on panu wielce obowiązanym, uważając cię jako swego dobroczyńcę, w czem ma słuszność zupełną, gdybyś pan bowiem nie podał mu ręki, chłopiec ten oddałby się był rozpaczy.
— Rozpaczy? — powtórzyła Marya, drżąc pomimowolnie.
— Tak, zwątpił on już o sobie samym i o swej przyszłości... Zwątpienie wiedzie ku zniechęceniu, a to ostatnie do rozpaczy prowadzi. Lucyan wiele wycierpiał w swem życiu, niezasłużenie; należało mu się teraz nieco szczęścia dla zabliźnienia ran, ciężką dłonią losu zadanych.