Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/379

Ta strona została przepisana.

— Zawyrokować zaraz w tej sprawie, jak żądasz — odpowiedział — byłoby to działać lekkomyślnie, co nie jest moim zwyczajem. Każda idea potrzebuje zostać do głębi zbadaną; nie odtrącam twego projektu w zasadzie: przyznają, iż pan Labroue zasługuje, ażeby się jego losem zajęto i nad tem pomyślę.
To mówiąc, Garaud podniósł się z krzesła, zmuszając niejako swą córkę, aby toż samo uczyniła. Obciął jak najrychlej przerwać rozmowę, męczącą go niewypowiedzianie.
— Pan już nas opuszczasz, tak prędko?
— Co począć? śpieszyć nam trzeba; mamy jeszcze kilka wizyt do złożenia, a jest już późno.
— Przed odjazdem zaniosę jeszcze prośbę do pana, panie Castel — mówiła Marya, zwracając się ku artyście. Pragnęłabym utworzyć sobie małą galeryę obrazów i dlatego zwracam się do pana, żądając jego pomocy w dwóch szczegółach...
— Racz pani rozkazać — rzekł Edmund z uśmiechem — w czemże służyć mogę?
— Najprzód pragnęłabym otrzymać dla siebie jedną z prac pańskich, a następnie proszę nie odmówić mi swej rady w wyborze innych obrazów.
— Będę szczęśliwym, mogąc pani usłużyć. Racz przeto odwiedzić moją pracownię wraz z ojcem, a wybierzesz sobie obraz według upodobania. Co zaś do prac moich współkolegów, będę się starał być pani wiernym przewodnikiem.
— Dzięki stokrotne — odpowiedziała. — Wszak ojcze, towarzyszyć mi zechcesz do pracowni pana Castel? — nieprawdaż?
— Najchętniej — odrzekł Harmant — a jeżeli panu Castel uda się zrobić ze mnie znawcę malarstwa, powiem, że cudu dokonał.
— A więc spróbuję, panie — odrzekł artysta z uśmiechem.