Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/386

Ta strona została przepisana.

— Bezwątpienia.
— A kiedy?
— Nic nie wiem. Być może w południe, a może wieczorem. Jeżeli pan masz interes dotyczący mechaniki, lub przychodzisz w celu otrzymania pracy, zgłoś się do fabryki?
— Gdzież jest ta fabryka?
— W Courbevoie, w pobliżu Neuilly, kursuję tam tramwaje, możesz pan jechać.
— Dziękuję za objaśnienia. Lecz czy tam znajdę pana Harmant?
— Zastaniesz go pan niewątpliwie.
To mówiąc odźwierny wyprowadził po za bramę przybyłego, zamknąwszy za nim takową.
— Prostak... gbur! — mruknął Soliveau, znalazłszy się na ulicy. Powierzchowność moja nieufność w nim wzbudzić musiała, rzecz pewna iż nie wyglądam na milionera. Pomimo wszystkiego, muszę się widzieć z Jakóbem Garaud. Mógłbym był kazać się zaprowadzić do mojej kuzynki Maryi, lecz nie na wiele toby się przydało. W New-Jorku, niezbyt była dla mnie łaskawą, nieobecność moja nie powiększyła zapewne jej dla mnie sympatyj. Lepiej udać się do fabryki w Courbevoie. Mam jeszcze tyle, iż mi wystarczy na tramwaj... dalej więc w drogę!
Wysiadłszy w godzinę później, szedł pod nad brzegiem Sekwany, rozglądając się po nader ożywionej w tym punkcie okolicy.
Wielkie fabryki ciągnące się długim szeregiem, wznosiły ku niebu wysokie ceglane kominy, rozsypując z nich kłęby dymu. Spostrzegłszy przechodzącego robotnika, zwrócił się Owidyusz ku niemu.
— Proszę... objaśnij mnie pan — zapytał — gdzie leży fabryka pana Harmant?
Robotnik podniósł rękę w górę, wskazując.
— Tam dalej... — rzekł — ot! widzisz pan te nowe budynki.