Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/388

Ta strona została przepisana.

Przyśpieszył kroku. Drzwi biura były zamknięte.
Nacisnął sprężynę.
Jeden z urzędników pośpieszył otworzyć.
— Co pana sprowadza? — zapytał.
— Chcę widzieć się z panem Harmant w osobistym interesie.
— Musisz pan zaczekać... Pan Harmant obecnie odbywa naradę z dyrektorem robót.
— Zaczekam, skoro potrzeba.
— Spocznij pan proszę.
Owidyusz usiadł.
Harmant zamknąwszy się z Lucyanem Labroue, naradzał się z nim nad pewnemi ulepszeniami w maszynie, próbowanej tego rana. Rozmowa ich trwała blisko pół godziny. Korzystając z tego czasu Soliveau układał plan swojej kampanii.
Nareszcie otwarły się drzwi gabinetu. Wyszedł Lucyan Labroue, trzymając w ręku papiery. Spojrzał na Owidyusza, a potem zwracając się do chłopca posługującego:
— Proszę nieprzeszkadzać — rzekł — panu Harmant obecnie pod żadnym pozorem, jest on zajętym... pracuje. Poczem oddalił się.
— Słyszałeś pan? — wyrzekł urzędnik do Owidysza — musisz zaczekać jeszcze.
— Zaczekam, nie pilno mi wcale.
I rozłożywszy się na krześle siedział w milczeniu. Pół godziny tak upłynęło, poczem z sąsiedniego pokoju dobiegł głos dzwonka.
Posługujący pobiegł ku drzwiom gabinetu.
— Czy to pryncypał dzwoni? — pytał Soliveau.
— Tak panie.
— Powiedz mu, że ktoś pragnie się z nim widzieć w osobistym interesie.
— Pańskie nazwisko?
— To nie potrzebne... pan Harmant mnie nie zna.