Harmant drżał cały jak w febrze. Obecność Owidyusza pozbawiała go prawie przytomności. Przybycie tego człowieka zdawało mu się być wróżbą strasznej katastrofy.
Po kilku minutach zdołał zapanować nad sobą i podszedłszy ku przybyłemu, podał mu rękę.
— Dlaczego wracasz do Francyi? — zapytał.
— Ponieważ w New-Jorku pozostać dłużej nie podobna mi było.
— A w jakim celu do mnie przychodzisz?
— Prosić cię o robotę...
— Zatem potwierdza się co pisałeś mi w liście...
— Tak... tak, niestety!
— I fabryka, którą pozostawiłem ci w tak kwitnącym rozwoju...
— Rozproszyła się z przerażającą szybkością!.. Już ona do mnie teraz nie należy. Cóż chcesz mój dobry kuzynie... — mówił siadając Soliveau — nie posiadałem twoich wysokich zdolności, jakie są niezbędnemi do prowadzenia takiego interesu... To mnie zgubiło.
— Mów raczej gra cię zgubiła, przy zielonym stoliku.
— Grałem... nie przeczę... posiadam tę obrzydłą wadę, wiem o tej lepiej, niż inni, że jestem graczem z profesyi, poprawić mi się jednak z tego niepodobna!
— Przepuściłeś na karty w kilku miesiącach ogromne sumy.
— Tak w rzeczy samej... zły los jak gdyby uwziął się na mnie... Lecz na co przydać się mogą obecnie te uwagi, nie powrócą mi one straconych pieniędzy. Wyjechałem z New-Jorku ze szczupłą kwotą, która mi starczyła zaledwie na podróż. Obecnie posiadam jedyne dwadzieścia sous w kieszeni, i to co na mnie tu widzisz. Kpię sobie jednak ze wszystkiego, jestem spokojny o moją przyszłość, ponieważ o ilem ja ubogi, ty za to jesteś bogatym. Zbudowałeś fabrykę, głośną w całym przemysłowym świecie... Warsztaty twoje są wspaniałemi... żądaniom i zamówieniom nastarczyć niejesteś w sta-
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/390
Ta strona została przepisana.