— Cóż więc zrobisz zemną?
— Pozwolę ci żyć bez pracy wygodnie.
— Zdała od ciebie?
— Tak. Z warunkiem, ażebyśmy się widywali o ile można najrzadziej.
— Nie jest to grzecznie, ani uprzejmie; wszakże będąc dobrym chłopcem, nakażę milczenie memu sercu i na wszystko się zgodzę. Pozwolisz mi jednak przyjść do pałacu przy ulicy Murillo dla powitania mojej kuzynki, którą szalenie kocham, bez wzajemności jednak z jej strony, niestety!
— Później, później!
— Niech i tak będzie, przybędę skoro mi na to pozwolisz A teraz jakież masz względem mnie zamiary?
— Wyznaczę ci pensyę.
— W ilości?
— Dwunastu tysięcy franków rocznie.
— To znaczy tysiąc franków miesięcznie — rzekł Soliveau, wykrzywiając usta, choć w głębi był z tego zadowolonym. — Fundusz to nader skromny — dodał — trzeba jednak ograniczyć swoje wydatki i być z tego zadowolonym. Przyjmuję więc, proszę jednak o wyliczenie mi pewnej kwoty, ponieważ jestem bez grosza, a potrzebuję kupić nieco sprzętów, trochę bielizny, wszystkiego mi braknie albowiem.
— Wyliczę ci zaraz pięć tysięcy franków7 na pomienione wydatki, dołączywszy do tego pierwszą ratę twój pensyi, której pobierać nie przestaniesz, dopóki żyć będę.
— Może zechcesz na piśmie stwierdzić powyższe zobowiązanie?
— Na co? dlaczego? to niepotrzebne.
— W rzeczy sarnię — odparł z uśmiechem Soliveau — znam dobrze twą słowność. Dostanę zatem obecnie sześć tysięcy franków i każdego pierwszego dnia w miesiącu będę przychodził tu po bilet tysiącofrankowy.
— Nie, nie, nie tutaj! — zawołał żywo Garaud.
— Gdzież więc?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/393
Ta strona została przepisana.